Tytuł: Akademia wampirów
Autor: Richelle Mead
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 336
Ocena: 10/10
Jeszcze do niedawna przysięgałam sobie, że przestanę tracić czas na powieści o wampirach, bo – niestety – większość z nich nie należy do ambitnych lektur. Nie chciałam zagłębiać się w kolejnych cyklach, które potem i tak musiałabym dokończyć, z czystej ciekawości. Postanowiłam, że przy „Akademii wampirów” zrobię mały wyjątek, taki naprawdę malutki. Efekt? Już od pierwszej strony pokochałam tę niesamowitą historię, oraz jej bohaterów.
W stanie Montana, pośród nieprzebytych lasów, mieści się Akademia św. Władimira. Moroje i dampiry uczą się w niej, jak bronić się przed strzygami i właściwie korzystać ze swoich darów.
Księżniczkę Lissę Dragomir, oraz jej dampirzą przyjaciółkę – Rose Hathaway – łączy telepatyczna więź. I choć mogłoby się wydawać, że posiadanie nadzwyczajnych umiejętności to coś fajnego, w rzeczywistości jest prawdziwym przekleństwem. Wyczuwając zagrożenie, bohaterki uciekają do Portland. Chcą wrócić do normalnego życia i zająć się bardziej przyziemnymi sprawami. Ale od przeznaczenia nie da się uciec… Wkrótce zostają znalezione przez strażników, i odesłane z powrotem do szkoły. Tam zaczynają się prawdziwe kłopoty – ktoś najwidoczniej poznał tajemnicę Lissy. W akademii, która kiedyś była normalnym miejscem, robi się naprawdę niebezpiecznie. Czy Rose będzie potrafiła obronić przyjaciółkę? I jak przyczyni się do tego rosyjski strażnik, przystojny Dymitr Bielikow?
Od teraz jestem wielką fanką Richelle Mead, i jej twórczości. Ta kobieta przedstawiła wampiry – ostatnio tak popularne, że aż nudne – w zupełnie nowym, innym świetle.
Moją szczególną sympatię zyskała Rose Hathaway – moim zdaniem, najlepsza postać kobieca w „Akademii wampirów”. Pokochałam ją za odwagę, pewność siebie, cięte riposty, a także wielką odpowiedzialność. Jej chęć chronienia Lissy była tak silna, że dampirka bez wahania oddałaby za nią życie. Wspaniałe, prawda? Bardzo rzadko spotyka się ludzi, których łączy taka przyjaźń. Ale popatrzmy na to z drugiej strony – dampiry nie mogą mieć własnych potrzeb, liczą się tylko ich podopieczni. Nie mogą prowadzić własnego życia, na które zasługują. Dlatego niezmiernie ubolewam, że Rose i Dymitr nie mają szans na bycie razem. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że autorka znajdzie rozwiązanie, i szczęśliwie zakończy tę historię.
Powieść Richelle Mead z pewnością nie należy do grupy tych łatwo przewidywalnych, i do ostatniej strony trzyma nas w niepewności. Pisarka nieustannie naprowadza czytelnika na rzekomo właściwy trop, żeby za chwilę zaskoczyć czymś nowym. Nigdy nie spodziewałabym się, że niektóre postacie – właściwie niepozorne, niewiele znaczące – mogą tak namieszać!
Lekki język, jakim posługuje się autorka, z pewnością przypadnie do gustu wszystkim czytelniczkom (a może i czytelnikom?), niezależnie od wieku. Akcja toczy się błyskawicznie, a wątek św. Władimira i tajemniczy pocałunek cienia są dodatkowym urozmaiceniem.
Gorąco polecam!
Od teraz jestem wielką fanką Richelle Mead, i jej twórczości. Ta kobieta przedstawiła wampiry – ostatnio tak popularne, że aż nudne – w zupełnie nowym, innym świetle.
Moją szczególną sympatię zyskała Rose Hathaway – moim zdaniem, najlepsza postać kobieca w „Akademii wampirów”. Pokochałam ją za odwagę, pewność siebie, cięte riposty, a także wielką odpowiedzialność. Jej chęć chronienia Lissy była tak silna, że dampirka bez wahania oddałaby za nią życie. Wspaniałe, prawda? Bardzo rzadko spotyka się ludzi, których łączy taka przyjaźń. Ale popatrzmy na to z drugiej strony – dampiry nie mogą mieć własnych potrzeb, liczą się tylko ich podopieczni. Nie mogą prowadzić własnego życia, na które zasługują. Dlatego niezmiernie ubolewam, że Rose i Dymitr nie mają szans na bycie razem. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że autorka znajdzie rozwiązanie, i szczęśliwie zakończy tę historię.
Powieść Richelle Mead z pewnością nie należy do grupy tych łatwo przewidywalnych, i do ostatniej strony trzyma nas w niepewności. Pisarka nieustannie naprowadza czytelnika na rzekomo właściwy trop, żeby za chwilę zaskoczyć czymś nowym. Nigdy nie spodziewałabym się, że niektóre postacie – właściwie niepozorne, niewiele znaczące – mogą tak namieszać!
Lekki język, jakim posługuje się autorka, z pewnością przypadnie do gustu wszystkim czytelniczkom (a może i czytelnikom?), niezależnie od wieku. Akcja toczy się błyskawicznie, a wątek św. Władimira i tajemniczy pocałunek cienia są dodatkowym urozmaiceniem.
Gorąco polecam!
Egzemplarz recenzyjny otrzymałam od Wydawnictwa Nasza Księgarnia.
brzmi ciekawie :)
OdpowiedzUsuńMi się bardzo podobało :)
OdpowiedzUsuńWiele słyszałam o tej książce, ale jakoś nie miałam okazji po nią sięgnąć. Mam nadzieję, że wkrótce mi się to uda :)
OdpowiedzUsuńO, to może jednak to przeczytam, bo ja nie lubię tych nudnych wampirów które teraz są wszędzie :)
OdpowiedzUsuńooo brzmi interesująco :) chyba się skuszę
OdpowiedzUsuńMimo że recenzja taka pozytywna, za bardzo zawiodłam się na wampirach, by do nich powracać...
OdpowiedzUsuńJa chyba się skuszę, pozdrawiam Magda
OdpowiedzUsuńCzytałam w postaci Ebooka i zazdroszczę Ci własnej książki ;)
OdpowiedzUsuńTeż bardzo mi się podobała ta książka ;)
O, wiem już co polecę siostrze. Ja nie czytuję o wampirach za dużo, jej się spodoba. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że nie tylko Sukub Richelle Mead, ale również cała jej twórczość podbije moje serce. Przekonałaś mnie do niej. Dziękuję. Bo Sukuba kooocham. Czytałaś? Nie? Polecam :).
OdpowiedzUsuń@Alina, nie - Sukuba jeszcze (niestety!) nie czytałam. Ale zamierzam, bo już jestem w tyle. Cieszę się bardzo, że Cię przekonałam :)
OdpowiedzUsuńMam w planach całą serię, mimo tego, że bronię się przed wampirami, jak mogę. Ale ta "Akademia..." ma w sobie coś, co irytująco mocno mnie przyciąga. :P
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę tę książkę przeczytać. Na razie poznałam na jej temat same pozytywne opinie, a Twoja była ostatnią kroplą w przebierającej się miarce :)
OdpowiedzUsuńJuż od dawna kusi mnie ta seria, jak przeczytam książki które mam w planach zabiorę się za te...
OdpowiedzUsuń